To była fregata, z tych fregat, co lśnią,
Hej, szliśmy do Indii, „La Pique”, zwali ją.
Użyliśmy lepiej niż u hycla psy.
Cholerna harówa od świtu po świt.
Derry down, down, down derry, down.
O czwartej nad ranem zaczynał się bal,
Lać na pokład sto wiader, a potem znów lać.
A oficer już wrzeszczał i lżył nas, i klął:
„Brać piach i na kolana tam, do świętych ksiąg!”
Derry down, down, down derry, down.
No, a bosman, chłopaki, ech, każdy go znał.
Gdy wchodził na pokład był dumny jak paw.
By zawisł na rei – niech Bóg siłę da,
On handszpakiem od pompy co dzień liczył nas.
Derry down, down, down derry, down.
A znów z prymką tabaki też, chłopcy, jest źle.
Gdy spluniesz na pokład, zasłużyłeś na śmierć.
Kiedy spluniesz przed dziób, ponad reling – to wiedz,
Trzydzieści sześć batów dostaniesz na grzbiet.
Derry down, down, down derry, down.
Ech, bracie żeglarzu, gdziekolwiek byś był,
Z dala trzymaj się, chłopie, od fregaty „La Pique”.
Za twój trud pensa pół, a użyjesz jak pies
I powrócisz półżywy na rodzinny swój brzeg.
Derry down, down, down derry, down.
Derry down, down, down derry, down.[2]
1. |
|
2. |
http://czteryrefy.pl/ |