Maciejowi Sieczce

Zgłoszenie do artykułu: Maciejowi Sieczce

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Mój przewodniku tyś mnie wiódł przez góry

Dając mi poznać ich poezję świeżą

Nagą dziewiczą, piękność tej natury

Nie zeszpeconą mdłych legend odzieżą

Nie rozdrobnioną na powszednie rysy

Zdawkowe słowa, zdawkowe opisy

 Dobrze mi było więc pod Twoją wodzą

 W królestwie głazów dni pogodne przeżyć

 Chwytać wrażenia jak same przychodzą

 Piersi nieznanym uczuciem odświeżyć

 I w samym źródle piękności i czarów

 Ożywczą rosę z śnieżnych pić wiszarów

Dobrze mi było idąc za Twym śladem

Zdobywać z trudem mało znane szczyty

I z rączych kozic spotykać się stadem,

Przeskakującym granitowe płyty,

I na najwyższym ostrej turni zębie

Ogarniać wzrokiem nieprzejrzane głębie

 I chociaż czasem deszcz lał jakby z cebra

 I trzeba było zmoczonym do nitki

 Umykać na dół z skalistego żebra

 By gdzie w szczelinie czas przeczekać brzydki

 Tyś miał w zapasie zawsze myśl wesołą

 Co rozchmurzała zasępione czoło

Pamiętam nieraz siedząc na upłazku

Rzeźbiłeś słowem Tatr skalisty wątek

Każdy szczyt w wiernym schwytałeś obrazku

Każdej doliny koniec i początek

I piętr górzystych oznaczałeś biegle

Trawiaste kopy i lesiste regle

 Umiałeś kształty każdego olbrzyma

 Z gór zębatego grzebienia wydostać

 Wskazać jak drugich ramienia się trzyma

 Jaką przybiera z każdej strony postać

 I na swych palcach przedstawiałeś żywo

 Każde odrębne łańcucha ogniwo

Ukazywałeś ciemne wód lusterka

W wgłębieniach, w śniegu błyszczące oprawie

Siklawy w przepaść skaczące z pięterka

Wnętrza wąwozów splątanych ciekawie

Kierunek dolin i strumieni koryt

Wszystkim właściwy nadając koloryt

 A gdy ostatnie gasły zórz kolory

 Wtedy i nasze przycichły gawędki

 Bośmy słuchali, co szumiały bory

 Co na kamieniach szemrał potok prędki

 Myśmy myśleli a gwarzyły skały

 I tak wśród marzeń dzień nadchodził biały

I realizmu powszedniego mistrze

Nie mogą Ciebie w swej pomieścić szkole

Boś kochał wszystko jaśniejsze i czystsze

I nie lubiłeś pozostawać w dole

Lecz rozumiałeś, że ludziom potrzeba

Piąć się by wyjrzeć – oczami do nieba[1]