Ja…, ja…
ja budzę się codziennie raczej rano
a jestem przecież osobą uznaną
zakładam spodnie, przemywam oczy
biegnę na plac Getta co koń wyskoczy
nauczyłem się być tam codziennie wcześnie
prawo silniejszego panuje w naszym mieście
na mojej twarzy znać nieprzespane noce
dawaj łobuzie moje pieniądze
wydawca jest złodziejem
mój wydawca jest złodziejem
mój wydawca jest złodziejem
mój wydawca jest złodziejem
mój wydawca jest złodziejem
mój wydawca jest złodziejem
gdy wpadam na górę, mijam dzieci na podwórkach
oni rozsypuja kreski na biurkach
daj co mi się należy bo po to tu bywam
nie ma nic, nic kurwa nie spływa
jak wyjadę swą ścierką rano
on sunie przez miasto Nissanem Terrano
i znowu usłyszę „nędza na rynku”
sekretarz to wampir w spoczynku.[2]
1. |
|
2. |
http://kult.art.pl/ |