Król Edmund kazał w trąby dąć
Na znak i pogotowie,
Bowiem do brzegów Anglii skądś
Przybili Wikingowie.
A widok ich był straszny, acz
Nie brakło mu uroku:
Na burtach statków rzędy tarcz,
Na dziobach – głowy smoków.
I zaraz rosły, płowy lud
Sypnął się z wąskich łodzi –
Syn Swena, Kanut w bój ich wiódł,
Szesnastoletni młodzik.
W obronie zaś angielskich pól
Stanął jak dąb wysoki,
Syn Ethelreda, młody król,
Edmund Żelazoboki,
Straszliwa się zaczęła rzeź,
Rzężenia i charkoty,
I taka była bitwy treść,
Lecz jakiż był jej motyw?
Jaki był rzezi cel i sens
I jaki był rezultat
Wysiłków, zwycięstw, łez i klęsk
Edmunda i Kanuta?
Tysiąc szesnasty wówczas rok
Trwał, naszej smutnej ery,
Więc dawnookrył czas i mrok
Poległe bohatery,
Lecz związek przyczynowy trwa
Choć wiek dwudziesty nastał –
Ludność jaśniejszą cerę ma
W podbitych wówczas hrabstwach
I oczu błękitniejszy ton
I włos jak zboże w lipcu,
I po to był potrzebny zgon
Obrońców i zdobywców.
Za twoją policzkową kość,
Za smagłą twarz, lub bladą,
Gdzieś kiedyś w dziejach jakiś gość
Miał poderżnięte gardło.
Więc twa odrębność i twój styl
Tkwią korzeniami w trumnie,
Choć wilka nie pożera wilk,
Choć człowiek, to brzmi dumnie.[1]
1. |
Waligórski, Marek |
2. |
http://dalmafon.pl |
3. |