Na Różyckiego, na Różyckiego,
skolko ugodno, tylko tu!
Tu pucu nie ma, tu wszystko prima,
słowo kupieckie, skarz mnie Bóg!
Ogóry jak szczury,
karliki jak byki,
jabłuszka cycuszka,
najpierwsza klasa!
Okonie jak konie
i szproty jak koty,
i śledzie niedźwiedzie,
pod basa, jak w sam raz!
Tu manna jak panna,
czyściutka, świeżutka,
jak leci, dla dzieci,
nawet małych!
Tu jaja jak strusie,
przebierać nie musiem,
bo kury ich z góry
poprzebierały!
Panie szanowny, pan ma fart!
W domu i w życiu, i do kart!
Zrób pan początek, póki czas,
ba za sto lat nie będzie nas!
Na Różyckiego, na Różyckiego,
tu się obsprawi nawet lord!
Tu masz pepegi i maść na pierogi,
wszystko legalne, prima sort!
Koszula na króla
i gatki bez łatki,
paltocik od cioci
aż z Ameryki!
Dla sfery lakiery,
na ślub, pogrzeby,
na pierwsze potrzeby,
ze sznytem, jak na bal!
Tu rutka świeżutka
na modny, wygodny
do zdjęcia przez zięcia,
cud-wianuszek!
Tu nieba jak trzeba,
dla hrabi z dwa Pragi
przechylę za byle
pół kila gruszek!
Panie szanowny, pan ma fart!
W domu i w życiu, i do kart!
Zrób pan początek, póki czas,
ba za sto lat nie będzie nas!
Na Różyckiego, na Różyckiego,
kiedy ciemnieje słońca blask,
kto chce, niech wierzy, bradiaga księżyc
taska na stragan worek gwiazd!
Nie stójcie, kupujcie
srebrzyste i czyste
gwiazdeczki-laleczki,
zupełnie nowe!
Są duże jak róże,
i małe i białe,
a także, a jakże
złowione z Wisły fal!
Na pęczki, tuziny,
dla każdej dziewczyny,
dzwoniące, błyszczące,
gwiazdka w gwiazdkę!
Prawdziwe, jak żywe,
i zawsze szczęśliwie,
i zawsze szczęśliwie,
bo to warszawskie!
Panie szanowny, pan ma fart!
W domu i w życiu, i do kart!
Zrób pan początek, póki czas,
ba za sto lat nie będzie nas![2]