Ogniska z dala płoną już,
księżyca widać w rzece blask,
na ławce chłopiec z miłą swą
przedłuża wciąż rozstania czas.
Niebieskie oczy chłopiec ma,
płonące jak ogniska żar,
niepiękne może, no to cóż,
udane jednak ze wszech miar.
Dziś chłopcu trudno odejść stąd,
z uporem szuka tkliwych słów
i tak się śmiesznie wierci wciąż,
coś szepce, potem milczy znów.
Dziewczęca z dala ścichła pieśń,
o smutkach, które niesie los,
na ławce czasem westchnie ktoś,
westchnienie to serdecznych trosk.
Wygasłych ognisk leci dym
i księżyc już się w lesie skrył,
dziewczynę chłopiec miły swą
pożegnać dzisiaj nie miał sił.[1]