Niechaj każdy śpiewa, jak czyja ochota,
Niechaj tańczy – hula – kadryla, gawota.
My zaś krakowiacy,
Znani z męstwa, z pracy;
Zuch chłopak w chłopaka,
Utniem krakowiaka.
A zatem chłopacy uderzcie w podkowy,
Najmilszy ze wszystkich taniec narodowy.
Jak nasi przodkowie przed laty tańczyli,
Tak i nam w te pląsy puścić się najmilej.
Nie splami Krakusa,
Do walca pokusa,
Nic nad krakowiaka
Nie ma dla Polaka.
A zatem chłopacy...
Kiedy człek nie nosi w swem sumieniu mula
Śpiewa wśród niedoli, a gdy grają – hula,
Przy tem gdy dziewczyna,
Śliczna jak malina,
Do tańca nas nęci,
Któż się nie pokręci?
A zatem chłopacy...
Niejeden Mazepa dotąd się nie ruszy,
Póki ze dwie flaszki wina nie wysuszy,
U nas i bez wina,
Zawsze dziarska mina,
Zawsześmy weseli,
Choć człek nie podchmieli.
A zatem chłopacy...
Miło krakowiakom w podkóweczki dzwonić,
Milej od napaści kraj piersią zasłonić.
A jak do dom wróci,
Znowu wesół nuci,
I znowu hulaka,
Tańczy krakowiaka.
A zatem chłopacy...[1]
1. |
Śpiewnik pracownic polskich, wyd. 5 powiększone, Poznań, 1919, s. 110, 111. |