mosty które
pod osłoną nocy
przerzuciliśmy do siebie
porywa świt
trwa potop jutrzenki
po obu brzegach
bezradnie biegamy
ręce do siebie wyciągamy
twoje oczy
rozwarte szeroko rozstaniem
oddalają się i serce za nimi podąża
oglądając się raz po raz za siebie
oglądając się za siebie
przez niebo przebiega
dreszcz niepokoju
rozstępuje się świat
na dwie połowy
i coraz mniejsza
staje się
włosów chmura
kasztanowa
i twoja ręka
wyrwana z mojej
do stacji
zbliżają się
robotnicy
dnia powszedniego
o twarzach przeraźliwie
trzeźwych[2]