Mówią, że nosi pod czapką trumnę
Niespodziewany koniec baśni
I gdy się kłania, ludziska dumne
Blade się stają jak jaśmin
I gdy się kłania, czasu zadyszka
Letniego wiatru mroźne westchnienie
A po ogrodach lilie Franciszka
Same splatają się w wieniec
Za wcześnie, cholera! – za wcześnie!
Jeszcze tyle przed nami lata
Ledwie blade czerwcowe czereśnie
Śmiesznie mały ogrom wszechświata
Jeszcze proste drogi nas wiodą
A jak miłość to o chlebie i wodzie
Twoje dni umierają tak młodo
A godziny – wręcz przy porodzie
Niespodziewany koniec baśni
Ludziska dumne, blade się stają jak jaśmin
Za wcześnie, cholera! – za wcześnie!
Jeszcze tyle przed nami lata
Ledwie blade czerwcowe czereśnie
Śmiesznie mały ogrom wszechświata
Jeszcze proste drogi nas wiodą
A jak miłość to o chlebie i wodzie
Twoje dni umierają tak młodo
A godziny – wręcz przy porodzie
Spisek serc – niby nic się nie dzieje
Tylko nagle w potyczce źrenic
Wszelka mowa żałośnie drewnieje
Wobec cienia niebieskich szubienic
W wielkiej ciszy odchodzi człowiek
Po nim pamięć i miejsce w przestrzeni
W świecie prawdy on pierwszy się dowie
Czy to „żegnaj” czy „do zobaczenia”
Mówią, że nosi pod czapką trumnę
Niespodziewany koniec baśni
I gdy się kłania, ludziska dumne
Blade się stają jak jaśmin
I gdy się kłania, czasu zadyszka
Letniego wiatru mroźne westchnienie
A po ogrodach lilie Franciszka
Same splatają się w wieniec
Niespodziewany koniec baśni[2]
1. |
|
2. |
http://www.jerzysatanowski.com/ |