Na ulicy znużonej upałem
my oboje – jeszcze obcy, samotni –
tobie róża upadła na chodnik,
ja ci różę,
polną różę podałem.
I to wszystko.
To bardzo niedużo.
Wakacyjne, banalne zdarzenie...
Gdyby nie to, że widziałem nad różą
zamyślone, uważne spojrzenie.
Nikt nie będzie wiedział,
jak to z nami jest,
ani polna róża,
ani dziki bez,
tylko ciemne niebo,
co nad miastem śpi,
może się domyśli,
może powie mi...
Obozowa ucichła piosenka,
my oboje – jeszcze obcy, samotni –
pachną dymy gasnących już ognisk,
pachnie róża,
polna róża,
w twych rękach.
I to wszystko.
To bardzo niedużo.
Wakacyjne, banalne zdarzenie –
ale znowu dziś widziałem nad różą
zamyślone, serdeczne spojrzenie...
Nikt nie będzie wiedział,
jak to z nami jest,
ani polna róża,
ani dziki bez,
tylko ciemna woda,
co w jeziorze śpi,
/może się domyśli,
może powie mi.../bis[1]