O czwartej pobudka, o piątej po kawę,
Kawa nie słodzona, wylej ją pod ławę.
A na podobiadek ósma część bochenka,
Tak ci, chłopie, dają, że aż każdy stęka.
A na obiad dają zupę fasolową,
Słona jak cholera, i brukiew surową.
A na podwieczorek raport wyczytany,
Kto nie jest obecny, będzie wykopany.
Na kolację dają łyżkę marmelady,
Jedzcie już, junacy, nie ma innej rady.
Te nasze kucharki – to morowe dzieci,
Nagotują zupy, to w niej pełno śmieci.
A my mamy szefa, szefa morowego,
Pójdzie na przepustkę, uciekaj od niego.
A jak da przepustkę, to na pół godziny,
Nie ma czasu nawet pokochać dziewczyny.[1]
1. |
Świrko Stanisław, Z pieśnią i karabinem: pieśni partyzanckie i okupacyjne z lat 1939–1945: wybór materiałów z konkursu ZMW i „Nowej Wsi”, Warszawa, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1971, s. 245. |