Słychać trzask biczów i turkot kół w dali,
To polski tabor po błocie się wali.
Na samym przedzie, tak jak się należy,
Na swojej szkapie sam komendant bieży.
O, matko Austrio, spojrzyj w nasze strony,
Na swoje dziatki – na polskie Legiony.
Na pierwszym wozie jadą dwaj sierżanty,
Co rozdzielają na porcje prowianty.
Oni by dla swej i dla twojej chwały,
Austrio! na porcje porżnęli świat cały.
O, matko Austrio, usłysz to wołanie,
Daj im więcej chleba, bo tabor ustanie.
A te stworzenia, zaprzągnięte w wozy,
Psy to czy capy, albo li też kozy?
Nie, to są konie, okazy wspaniałe:
Wychudłe, ślepe, zbite, wyłysiałe.
O, matko Austrio, rozczul swoje nerwy,
Daj szkapom owsa lub zrób z nich konserwy.
Na każdym wozie, cóż to za cholera,
Smętnie na końskie ogony spoziera?
To cywil, furman, brudny i obdarty,
Wiecznie zgłodniały, nigdy nie nażarty.
O, matko Austrio, usłysz to wołanie...
Daj większe porcje, wyekwipowanie.[1]