O mój miły Boże, zlituj-że się przecie!
Bo mnie wielka bida wedle serca gniecie.
Zakochałem-ci się, aż po same uszy:
Rad bym Kaśkę pojąć, rad bym z całej duszy.
Ale, cóż mi z tego, kiej psia jucha Kaśka,
Co raz spojrzy na mnie, to cztery na Jaśka?
Ale wiem co zrobię: pójdę na wojoka
Będę se wywijał szabelką u boka.
A, jak mi fortuna potoczy się kołem,
To może zostanę panem gienerołem.
Jedzie pan gicnerał na siwym koniku,
A za nim żołnierzy bez liku – bez liku. –
Jak Kaśka zobaczy pana gienerała,
Oj będzie – to będzie z radości skakała.
A ja się podroczę, ale potem zmięknę
I z moją Kasieńką do ołtarza klęknę.
Zbudujemy sobie szerokie domostwo,
Jakby pański dworek, albo i probostwo.
A, jak nas pan Jezus obdarzy dziatkami,
Będą takie piknę, jako i my sami.
A Jaśka psiawiarę wezmę za pastucha,
Niech się memu szczęściu napatrzy, nasłucha.
Bo choć Kaśka stara, ale ma chałupę,
Cztery morgi pola i pieniędzy kupę. –[1]