Oj, źle, bracia, na świecie,
Człek to z pracy nic nie ma,
A pasibrzuch go gniecie
I jeszcze się nadyma.
A cywilizacyja
To uciecha garsteczki!
Temu, co ma grosz, sprzyja:
Warta torby też sieczki.
Tak zostawać nie może!
Boć to zguba ludowi,
Więc niechaj kto pomoże
I jak zmienić, niech powie.
Więc się zeszła gromada
Śwarnych, łebskich chłopaków
I stanęła narada,
By wyplenić łajdaków.
Tych, co ludu pot krwawy
W swe rozkosze zmieniają,
Drą ze skóry i sławy,
Jeszcze złego szukają.
A gdy takie zamiary
Układają te zuchy –
Prokurory(1), dziandziary(2)
Wpadli na nich, psiejuchy!
Odgrażają się srogo,
We fortecy zamknęli,
Ale niczym nie zmogą
Tego, cośmy zasieli.
Więc wesoło zza kraty
Niech z was każdy zaśpiew
Zginą wszystkie psubraty!
A my górą będziewa![1]
(1) prokurory – prokuratorzy
(2) dziandziary – tak w gwarze rewolucyjnej zwano żandarmów.