Szedł on, szła ona, szli laskiem we dwoje,
W jej oczach – uśmiech, w jego – niepokoje.
Ni stąd ni zowąd, jak zwykle w gadaniui,
Wszczęli rozmowę o swoim kochaniu.
Wtem ich rozmowa taki obrót bierze:
Wiesz co, mój luby, ja w miłość nie wierzę.
Ja także, luba, to cacko dla dzieci!
Wyskok młodości, a na starych sieci!
I znów szli dalej, szli laskiem oboje,
W jej oczach – uśmiech, a w jego – łez dwoje.[1]