Wybił zegar w nocy dwunastą godzinę,
Huk strzałów wiatr niesie z oddali,
/A po wsiach pobliskich strach i przerażenie,
Że wieś od folksdojczów się pali./bis
Przyszło ich czterdziestu do wioski Kitowa,
Ludzie bez sumienia i serca,
/A broń mieli w rękach i hełmy na głowach,
Jak gdyby zbrojnego bić wroga./bis
Obstąpili wioskę, zajedli się wściekle,
Żegnali na miejsce ustronne
/Kilkunastu starców, tych, co nie uciekli,
Kobiety i dzieci bezbronne./bis
Maszyny zagrały raz, drugi i trzeci,
Kule ryły ziemię i ludzi,
/A słońce na niebie świeciło tak cudnie,
Jak gdyby był maj, a nie grudzień./bis
Cekaemy grały, ofiary padały
Jak trawy podcięte kosami.
/Ach, strach było patrzeć na to pole śmierci,
Na ten plac pokryty trupami./bis
Nieszczęśni, jęczeli, w cierpieniach konali,
Krew płynąc tryskała strugami,
/A matki jak do snu tuliły swe dzieci,
Jak gdyby ocalić je chciały./bis
I wiatr tylko szumiał, i jęczał żałośnie,
Że litość nieznana, daleka,
/A bydło w oborach ryczało rozgłośnie,
Nie mogąc się ludzi doczekać./bis
A nazajutrz przyszli chłopi z Tworyczowa,
Bo rozkaz od Niemców dostali,
/By wszystkich zabitych na miejscu pochować,
Za wioską na wzgórku, w oddali./bis
Tak, drodzy rodacy, my dziś was grzebiemy,
Współczując waszej niedoli,
/A jutro nas może taki sam los spotkać,
Bo takie jest życie w niewoli./bis[1]