O, Paddy Maloney w Irlandii gdzieś żył
I żyłby tak dalej i whiskey swą pił.
Szalony pomysł nagle wpadł mu do łba,
Żeby na wieloryby wyruszyć gdzieś w świat.
Wielorybów, cholera, zachciało się mu.
Nigdy przedtem na morzu nie sprawdził swych sił.
Nigdy jeszcze nie pływał, nie znał żagli, ni lin.
Opuścił Irlandię i na statek wsiadł,
Nie mógł nawet przypuszczać co spotka go tam.
Wielorybów, cholera, zachciało się mu.
Mijały tygodnie, w morzu wlecze się czas,
Aż nagle zobaczył wielkie cielsko wśród fal.
„Widzę go, jest tak blisko, że może mnie zjeść”.
Szybko podbiegł do masztu i na reje chciał wleźć.
Wielorybów, cholera, zachciało się mu.
W kilka chwil był na topie, drżąc trzymał się want.
„Nic mi teraz nie zrobi, dobre miejsce tu mam”.
Nagle szkwał, wielki przechył, krzyk w górze... i co?
Prosto w paszcze walenia wpadł Paddy Maloney.
Wielorybów, cholera, zachciało się mu.
W jego brzuchu nasz Paddy prawie pół roku tkwił.
Przyzwyczaić się musiał, nie odważył się wyjść.
Aż pewnego poranka waleń zakaszlał zdrowo
I milę w powietrzu leciał Paddy nad wodą.
Wielorybów, cholera, zachciało się mu.
Teraz Paddy na lądzie bezpieczny i zdrów.
Nigdy więcej na morze nie wybierze się już.
Nie ma mowy, by kiedyś popływać chciał łodzią.
„Pójdę w morze, gdy będzie kursował tam pociąg”.
Wielorybów, cholera, zachciało się mu.[2]
1. |
|
2. |
http://czteryrefy.pl/ |