Żegnamy gasnący dzień
i mgły, co nad wodą,
i wiatr, co w szuwarach zaplątał się tak,
jak mucha we włosach rozczochranych,
i sen lipcowej nocy,
co błądzi gdzieś po dnie
z parą pasiastych okoni.
/Dobranoc, niebo, dobranoc, wodo,
dobranoc już, dobranoc./bis
La, la, la...
Już pora rozbijać namioty
i zbierać chrust na ognisko,
chleb kroić powszedni
i z wiadrem po wodę iść do zagrody.
Lecz jeszcze popatrzmy –
jezioro się złoci
i słońce czerwone tak nisko.
Dobranoc, niebo...[1]