Wariant 1
StrzałkaPierwszy sierpnia – dzień krwawy,
Powstał naród Warszawy,
By uwolnić stolicę od zła,
I zatknięto na dachy,
Barykady i gmachy
Biało-czerwonych sztandarów las.
O, jaka rozkosz me serce rozpina,
Gdy vis w ręku gra,
A empi nigdy się nie zacina,
Wolna Warszawo ma!
Bo z krwi naszej powstanie stolica,
Aby wiecznie żyć!
Gdy nasz naród pochwycił za oręż,
Musi wolnym być!
Trzeba obejść już getto,
Bo już Wolę zdobyto,
A łunami czerwieni się noc.
Stare Miasto już płonie,
A nam mdleją już dłonie,
Trzeba walczyć dzień i całą noc.
Zmienić nie ma nas komu.
Iść nie można do domu,
Chociaż z domu tylko gruzy są.
Nie ma matki, rodziny
Ni kochanej dziewczyny,
Tylko oczy zachodzą mi łzą.
O, jaka rozpacz me serce rozpina,
Walczyć nie ma czym!
Pod czołg idzie z butelką dziewczyna,
By zapłacić im
Za zburzoną kochaną Stolicę
I za zgliszcza te,
I za trupów dziś pełne ulice,
Za powstańczą krew!
Stare Miasto za nami,
Trzeba obejść kanałami,
Chociaż rany tak pieką i rwą.
Chociaż serce tak boli,
Trzeba iść wbrew swej woli,
Chociaż oczy zachodzą mi łzą.
Płakać nam nie wypada,
Bo już Niemiec się skrada,
By odebrać najdroższą nam broń.
O, jaka rozpacz me serce rozpina...
Już Śródmieście się łamie,
Niemcy są już w każdej bramie
I stawiają Polaków pod mur.
Słychać tylko salwy krótkie,
Potem jęki cichutkie –
To tak ginie warszawski nasz ród
I tak giną warszawiacy,
Bohaterscy chłopacy,
Którzy wolną Warszawę chcieli mieć.
O, jaka rozpacz me serce rozpina...
Po godzinie, po chwili,
Na powstańca mogile
Klęczy matka i cichutko łka.
Serce jej z bólu płacze,
Już cię, synu, nie zobaczę!
Taka smutna matczyna dola ma.
Powstań, synu mój miły,
Powstań z ciemnej mogiły
I do matki nieszczęśliwej wróć!
Niech cię jeden raz zobaczę,
Nad ranami zapłaczę,
Powstań, synu, męczarnie moje skróć!
O, nie płacz, matko, nad grobem powstańca,
Szkoda twoich łez.
Taka smutna jest dola skazańca,
Taki życia kres.
Za Warszawę swe życie oddałem,
Szedłem w krwawy bój!
Chociaż tylko 12 lat miałem,
Szedłem w trud i znój.[1]
Wariant 2
StrzałkaPierwszy sierpień – dzień krwawy,
Powstał naród Warszawy,
By uwolnić stolicę od zła,
I zatknęli na dachy,
Barykady i gmachy
Biało-czerwonych sztandarów las.
O, jaka rozkosz się w sercu rozpina,
Gdy vis w ręku gra,
A empi nigdy się nie zacina,
Wolna Warszawo ma!
Bo z krwi naszej powstanie stolica,
Aby wolną być!
Bo gdy naród pochwycił za oręż,
Musi wolnym żyć!
Nasi śmiało broń noszą,
Niemcy ręce podnoszą
I od strachu już każdy z nich drży.
A wtem Wola się łamie,
Niemcy są w każdej bramie
I stawiają Polaków pod mur.
Słychać wystrzały krótkie,
Potem jęki cichutkie –
To tak ginie warszawski nasz lud,
To tak giną Polacy,
Bohaterzy – chłopacy,
Którzy chcieli Warszawę wolną mieć.
Stare Miasto już płonie,
A nam mdleją już dłonie,
Trzeba walczyć, a nie ma już czym!
Nie ma domu, rodziny
Ni kochanej dziewczyny,
Tylko oczy zachodzą nam mgłą.
Chociaż serce nas boli,
Trzeba iść wbrew własnej woli,
Kanałami przebijać się w głąb.
O, jaka rozpacz się w sercu rozpina,
Walczyć nie ma czym,
A pod czołg idzie z butelką dziewczyna,
By zapłacić im
Za zburzoną kochaną stolicę
I za zgliszcza te,
Za te trupów dziś pełne ulice,
Za powstańczą krew.
Tak mijają godziny i chwile,
Przy powstańczej mogile
Klęczy matka i cichutko łka.
Serce jej z bólu płacze,
Już cię, synu, nie zobaczę,
Taka smutna matczyna dola ma.
Powstań, synu mój miły,
Powstań z ciemnej mogiły
I do matki nieszczęsnej wróć!
Niech cię jeszcze zobaczę,
Nad ranami zapłaczę,
Powstań, synu, męczarnię moją skróć!
Nie płacz, matko, nad grobem powstańca,
Dziś nie trzeba łez!
Taka jest już dola straceńca,
Taki życia kres.
Bo szesnaście lat miał,
gdy poszedł na bój,
Bo szesnaście lat on miał, szedł na trud i znój.[1]
1. |
Świrko Stanisław, Z pieśnią i karabinem: pieśni partyzanckie i okupacyjne z lat 1939–1945: wybór materiałów z konkursu ZMW i „Nowej Wsi”, Warszawa, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1971, s. 441–447. |