Śadem bieda przyszła, śladem
za zbytkami, za nieładem.
Długo nad granicą stała,
wolności się dotknąć bała.
Wolności się dotknąć bała,
bo ją bardzo szanowała.
Wolności, niebieskie dziecko,
ułowiono cię zdradziecko.
W klatkę cię mocno zamknięto,
bujnych skrzydełek przycięto.
Przedtem u jednego stołu
król z poddanym jadł pospołu.
Jak ojciec dzieci przyjmował,
jak swych przyjaciół częstował.
Dziś mu u stołu klękają,
kości z psiętami zbierają.
Głowę kiedyś w kraju drogą
służka pański trąca nogą!
Pochlebcy go otaczają,
palcem biednego stykają.
Ot mówię, kość polizuje,
dawnej wolności żałuje.[1]