Cała zgraja banderowców napada na wioski,
Aby palić i mordować nieszczęsny lud polski.
Na uboczu stały chatki, w zakątku cichutkim,
Troje dzieci, młoda matka chora przy malutkim.
Smutny los tej rodziny i żyje w rozpaczy,
Bo jej męża Niemcy wzięli – gdzie? Bóg wiedzieć raczy.
Banderowiec jakby wściekły bieży do pokoju,
Aby zemstę swą wykonać widłami od gnoju.
A w śmiertelnym strachu dziatwa pod łóżko się kryje,
A na łóżku biedna matka już prawie nie żyje.
Bluznął jej w twarz zimną wodą, by oprzytomniała,
Ażeby przed swoją śmiercią męczeństwa zaznała.
I wziął najmłodszą dziewczynkę, co trzy miała latka,
I powoli łamał członki, by widziała matka.
Musiała się patrzeć, a kiedy zemdlała,
To się znowu na jej głowę zimna woda lała.
Dziecię boleśnie jęczało w przedśmiertelnym skonie
Drugi potwór wziął za widły i utopił w jej łonie.
Po ziemi się biedna tarza, wnętrzności się wleką,
Wtenczas prosić się odważa: dobij mnie, człowieku!
Lecz gdzie prośba takich łotrów do litości wzruszy,
Kiedy oni jak to bydło, co to nie ma duszy.
Zostawili męczennicę w przedśmiertelnym strachu.
Będziemy mieć Ukrainę, jak wyrżniemy Lachów!
Pod łóżko się zaczołgała, do kryjówki dziecięcej,
I tam, biedaczka, skonała, już nie cierpi więcej.
Myślała tak, biedna matka, że dzieci ocali,
Nie wiedziała, że jej chatka wraz z dziećmi się spali.
Chcieli w Polsce Ukrainy, by im Niemcy dali,
Teraz, gdy im wolno jechać, to do lasu zwiali.
Ale Pan Bóg na niebie dopomagał będzie –
Przepędzimy banderowców na białe niedźwiedzie.[1]
1. |
Świrko Stanisław, Z pieśnią i karabinem: pieśni partyzanckie i okupacyjne z lat 1939–1945: wybór materiałów z konkursu ZMW i „Nowej Wsi”, Warszawa, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1971, s. 435, 436. |