Żył między nami człowiek co pokochał góry
Takich miłości dawno już przeminął czas
Lubił na szczytach jasnym wzrokiem ścigać chmury
Przy ogniu siedzieć gdy nad głową szumi las
A góry głowy pochylały przed nim nisko
Kobierzec trawy podścielały mu u stóp
Rwące potoki wodę niosły na krok blisko
Aby się dłonią chłodnej wody napić mógł
On każdą drogę całym sercem umiał przeżyć
Chodził samotnie – był mu obcy miasta gwar
I nikt by nie mógł się z artystą takim mierzyć
Co górskie echo w swej muzyki wplata czar
A góry głowy pochylały przed nim...
Aż przyszedł czas gdy góry od nas go zabrały
Może się bojąc, że odejdzie kiedyś w dal
I jego ciało przysypały puchem białym
A wielką duszę wśród urwistych skryły skał
A góry głowy pochylały przed nim nisko
Cóż nam zostało dziś po Tobie, Karłowiczu
Wśród kosodrzewin granitowy, prosty głaz
Bo wielkim ludziom wielkich nie trzeba pomników
Pamięci po nich nie potrafi zetrzeć czas[1]