Króciutka to była uliczka,
od rynku przez rzeczkę, przez most
i dalej nie było ulicy,
na pole wchodziło się wprost.
Więc co dzień, gdy słońce zabłysło,
uliczką nad rzeczkę, na wprost
biegłem ja – szczeniak i smarkacz
z kubełkiem i wędką przez most.
Stanęły koparki za mostem,
a lata leciały, jak wiatr
i buty malały – ja rosłem,
i co dzień ciekawszy był świat.
Choć rosłem, jak mogłem najszybciej,
nie mogłem dorosnąć na czas,
wyprzedził mnie wiadukt, kombinat,
konstrukcje, kominy jak las.
Króciutka jest moja ulica,
od rynku przez rzeczkę, przez most
i dalej przez tory, przez wiadukt,
do fabryki wchodzę dziś wprost.[1]