Kiedy w knajpie „Pod Kotwicą”
zbierze się żeglarska brać,
opowieści wolno płyną,
zaraz w kości zaczną grać.
Stary bosman fajkę kurzy
i popija z flaszy rum,
statek mój był bardzo duży,
zwał się dziarsko „Złoty sum”.
Słynął on na wielkich morzach,
był postrachem wszystkich wód,
dzielna była też jego załoga,
forsy było wtedy w bród.
Prawie cały świat opłynął,
dumnie nawet szedł na dno,
gdy do Indii Wschodnich płynął
wiatr o skały strzaskał go.
Opowiada stary wyga,
aż po knajpie idzie szum,
jak do Gdańska długo płynął
w starej beczce, gdzie był rum.[1]