Jechała przez miasto załadowana fura,
„szmaty, butelki, makulatura!”
Wołanie furmana ucichło wśród bloków,
Wielkie śmieciarki burzą ranny spokój.
Zagłusza telewizor wszystko dookoła
I tak już nie usłyszysz węglarza, który woła:
„wyngiel przywiózem, gdzie go mam zwalić”,
Koń spocony czeka, węglarz sporta pali.
Boli serce i dusza boli,
Już prawie nie ma polskich kowboi.
Z końmi wędrują na niebieskie łąki,
Tam, gdzie czekają wrony i skowronki,
Tam, gdzie bociany wiją dla nich gniazda,
Prosto do góry, ale będzie jazda!
Wie! No! Dalej! Ho!
Uprząż cicho skrzypi, kary głową kiwa,
Czerni się za pługiem odkładana skiba,
Wrony idą bruzdą, klaszcze coś pod borem,
Chłop na konia cmoka, nie skończy przed wieczorem.
Dusi traktorzysta gaz gumowym butem,
Napęd na dwie osie, klima i komputer,
Ziemię rozpruwa dwadzieścia lemieszy,
W domu czeka wódka, więc się trochę spieszy.
Boli serce i dusza boli,
Już prawie nie ma polskich kowboi.
Z końmi wędrują na niebieskie łąki,
Tam, gdzie czekają wrony i skowronki,
Tam, gdzie bociany wiją dla nich gniazda,
Prosto do góry, ale będzie jazda!
Wie! No! Dalej! Ho![1]
1. |
http://www.t-szwed.pl/ |