Gucio Dreptak, szef Wydziału Analizy,
Raz nadwyżkę finansową miał w budżecie,
Więc zakupił za nią portret Mony Lizy,
I powiesił Monę Lizę w gabinecie.
Mona Liza w złotej ramce sobie wisi,
Aż tu przyszli na odprawę urzędnicy,
Jedni byli długowłosi, inni łysi,
Zaś szefowa kadr z wąsami – a w spódnicy!
Przywitali się z Dreptakiem i usiedli,
Wtem ktoś spojrzał na Giocondę i osłupiał,
Za nim inni popatrzyli i pobledli,
I powstała atmosfera nader głupia.
Gucio Dreptak, nie spostrzegłszy co jest grane,
Chciał obrady już zagaić dziarskim tonem,
Wtem ktoś spytał go półszeptem: – Mamy zmianę?
I dyskretnie wskazał wzrokiem piękną Monę.
Próżno Gucio im wyjaśniał, kim jest ona,
Popatrzyli wszyscy nań jak na matołka
I szeptali między sobą: – Jaka Mona?
Kociobrzycka dochrapała się do stołka!
Poznajemy tę cholerę, to jej japa,
Jej to uśmiech słodko-kwaśny, jej wzrok rybi!
Pewnie jest już w ministerstwie ta szantrapa,
Gucio pierwszy się dowiedział, więc ją przybił!
Tutaj wszyscy – młodzież, starcy i kobiety
Z planowania, z księgowości i z produkcji,
Jak nie rzucą się gromadnie po portrety –
Wykupili cały nakład reprodukcji!
...a w niebiesiech coś stuknęło naraz twardo,
Jakieś okno otworzyło się ze zgrzytem,
Siwą głowę wytknął przezeń Leonardo
I ów popyt obserwować ją z zachwytem.
Michał Anioł, co zawistny był szalenie
Rzekł ze złością do sławnego starowiny:
– Słuchaj, Leoś, to nie nagłe uwielbienie,
Lecz omyłka, z dużą dozą wazeliny!
Leonardo się roześmiał na to szczerze,
Zamknął okno, siadł, wymoczył nogi w Styksie,
Po czym odrzekł: – Też tak sądzę, ty frajerze,
Ale licznik jednak stuka mi w ZAIKSIE![1]
1. |
Waligórski, Marek |
2. |
Kozłowska, Agnieszka |