Piołunem usta, skrą znaczone skronie…
Jak huraganu wiew minęło życie…
Już go nie ujrzysz żywym w naszym gronie
– Słyszycie?…
Kochał świat wrażeń. Piękna snuł przędziwo!
Chciałby róż wieńce słać przed ludzkie stopy…
I był żołnierzem – w twarde wojny żniwo
kładł snopy.
Krótki był żywot. Za to pełny chwały!
Wzniosły – więc lotem zaważył na świecie –
Że mknął w wyżyny na kształt chyżej strzały,
to wiecie!
A że się bitwą upajał, jak winem,
Przestał rachować na swej piersi blizny.
Był najwierniejszym, najoddańszym synem
Ojczyzny.
Umarł. Zabito go, gdy odwrót słonił,
Padł podczas huku piekielnego armat,
Nie płaczcie! Nigdy z mężnych ócz nie ronił
łez – Sarmat![1]