Poszła Marysia do ogroda,
śliczna, rumiana jak jagoda.
Hej, tam sobie rozmyślała,
z czego wianeczek uwić miała.
A uwiła go z białej róży,
boć ten wianeczek długo służy.
Hej, od niedzieli do niedzieli,
aż jej się zjadą przyjaciele.
A jak się zjadą, cóż uradzą,
za kogóż oni mnie wydadzą?
Hej, czy za chłopa, poganina,
hej, czy za Jasia dworzanina?
Hej, za chłopa ją trzeba wydać,
nie będzie on chleba żądać.
A na dworaku żółte buty,
ej, leciusieńkie do roboty.
Hej, za chłopem się będzie nosić,
nie będzie ona chleba prosić.
A na dworaku żupan krasny,
ej, do robotyć on przyciasny.
Hej, mój wianeczku z drobnej lelii,
koło ciebie się parobcy bili.
Ej, bili, bili, już nie będą,
poszedł wianeczek z bystrą wodą.[1]
1. |
Bekier Elżbieta, Niech rozbrzmiewa wolny śpiew: śpiewnik, Warszawa, Książka i Wiedza, 1952-07, s. 271, 272. |