Przyszła wreszcie owa chwila,
że idziemy do cywila,
garniturek i kapelusz
i niedzielą każdy dzień.
Dawny piechur już nie piechur,
bez przepustki, bez pośpiechu,
po ulicach rozśpiewanych
każdy cywil sobie pan.
A jednak niełatwo zostawiać mi was,
w szeregu z wami nie stać tak jak wczoraj.
Na kołku powiesić karabin i pas,
o podkutych zapomnieć buciorach.
A jednak za gardło coś ściska,
z wami przecież nie było mi źle.
Żegnajcie, kochane chłopaki,
wspominajcie też czasem i mnie.
Co się stało z dziewczętami,
nie strzelają już oczkami,
patrzą chłodno, bez uśmiechu,
i do grzechu skłonne mniej.
Więcej miałem łask u kobiet,
kiedym mundur miał na sobie,
kroczył dziarsko po ulicach
tak jak „świeca” zgrabny chłop.
A jednak niełatwo zostawiać mi was...[1]