Pospadały z drzew kasztany, rajd studencki na szlak ruszył
na pijackie, górskie trasy zagubione w leśnej głuszy.
W górach sama ci rozłoży praw natura swoje dary,
a ty dary śmiało spożyj – w używaniu strzegąc miary.
Student wódką trasę krasi – tak pragnienie swoje gasi,
potem wisi u gałęzi, ni to śpiewa, ni to rzęzi.
Hej, nie szukaj wiatru w polu, tylko szczęścia w alkoholu,
znajdziesz babę w stogu siana, będziesz kochał ją do rana.
Gdzieś tam dziekan w sinej dali, a my leżym tu na hali
precz kłopoty, precz frasunek, gdy z kumplami syczysz trunek.
Pocież chłopcy, pocież zbijać, bo nie mamy za co pijać,
a kie zajdziem do sałasa – każdo floszka bydzie nasa.
Gdy się kropnie pół siwuchy, ze stodoły wyjdzie w gali
no to ni ma asystentki, której byśwa nie szczypali.
Student to jest takie zwierzę, co z humorem babę bierze,
wszystkie baby to ladaco, no bo lecą byle na co.
Dziś do siebie przyjść nie mogę, zaraz ruszam w dalszą drogę,
tę piosenkę, tę jedyną – śpiewam dla Ciebie dziewczyno.[1]