W pokoiku z balkonem
Dreptak bada swą żonę,
Ponieważ jej nie wierzy.
Szczególnie że ta żona
Wróciła pogryziona
I w potarganej odzieży.
I stała cała w pąsach,
A on w krzyk: – Kto cię pokąsał?
Może powiesz, że pchły?
Serce zamarło w żonie
I powiada: – Zenonie,
Ta żeż to przecież ty!
I dalejże mu wmawiać,
I pod oczy podstawiać
Owe spore enklawy.
Dalej tłumaczyć, mierzyć
Aż Dreptak zaczął wierzyć,
Że jeszcze taki żwawy...
I zaraz się harnasiem
Poczuł, i jął przy pasie
Niechcący szukać szabli.
Ręką po wąsach błądził:
– Ale żem cię urządził,
A niech mnie wszyscy diabli!
I odtąd się na nowo
Apiać stał Casanową
I cholernym gryzoniem.
I uwierzył w swe wdzięki
I proszę, wszystko dzięki
Jego poczciwej żonie!
Inna by się do zdrady
przyznała, i do zwad
By doszło, i do tragedii.
I Ziutkowi z vis-a-vis
Dreptak by nos rozkrwawił,
A to przecież kwestia strategii.
Więc swoim żonom wierzymy,
Ich urodą się cieszymy,
Oraz swoim niezwykłym wigorem.
Tobie też radzę, bracie:
Nigdy we własnej chacie
Nie bądź prokuratorem![1]
1. |
Waligórski, Marek |
2. |
http://waligorski.art.pl |
3. |