Ten romans miał szczególny blask
Poznałam go, gdy kipiał brzask
Czerwienią łąk, nadzieją rąk i warg.
On też do cna czerwony był
Czy z nadciśnienia, czy też pił?
Rozpalił krew, sięgając w grzech
do dna!
Inteligentnie marszczył brew
Uśmiechał się jak Trocki Lew
Marksowską myśl tłumaczył mi nie raz.
Zamiast namiętnej, wstępnej gry
O polityce szeptał mi
Rozkoszy zmysł natychmiast prysł
i zgasł.
Poznałam go, gdy padał deszcz
Na jego widok słodki dreszcz
Ogarnął mnie, zniewolił mnie na wskroś
Miał z lekka rustykalny gust
Rzodkiewką mu pachniało z ust
I twierdził że, o życiu wie już dość!
Filmowy blask od niego bił
Wytarty filc gumiaków lśnił
A siana woń przylgnęła doń i kurz!
Mówiono mu, że chociaż ma
Zbyt buraczane emploi
Do władzy rwać się ma, psiamać
i już!
Spotkałam go, gdy zakwitł szron
Był księżyc, wino, no i on!
Budzący lęk, chodzący wdzięk i szyk.
Codziennie zwykł zapewniać mnie
Że moje centrum poznać chce
Niestety nie przyłożył się
i znikł.
I to był kres miłosnych hoss
Od których aż się jeży włoss
Polityk w snach koszmarny krach dla żądz!
Wystarczy z takim parę chwil
By przepadł słodki sex appeal
Do dziś się tli to deja vu,
z żądz drwiąc![1]
1. |
Bolanowski, Leszek |
2. |