W naszym domu od pokoleń pewien ład
Dał początek tej tradycji dziad.
By w niedzielę myśl przytomną człowiek snuł
Obsiadając familijny stół.
I rytualny obiad, jak dziad rzekł
wchłaniał zwykle głodny człek.
Ozorki w gęstym chrzanie, na śmietanie
Lub twardy, krwisty stek.
By tak jak zwykle, kiedy jeść się chce
wycierając z ust swych sos
Zanim rodzinka cała wszystko zje
Rytualnie zabrać głos.
A wtedy potok nagłych, dzikich żądz
wylewa się przez mózg
ciśnie się na usta dziadka
semantyczna gratka
swojski, patriotyczny bluzg.
O Wiośnie Ludów, że tuż tuż!
O prawicowym rządzie dusz
Żeśmy wciąż w delirium
ruskie kondominium
Że na gardle ruski nóż.
Choć wytwornym, zdrowym żarciem ciężki stół
zawsze krzepki wuj się strasznie struł
Tekstem szwagra prosto z magla, że jest cham
Że przyczyną narodowych dram.
Że wszystko hucpa krzyczy struty wuj
nędza z bidą, krew i znój.
Wtóruje stryj wujowi twierdząc, że
ginie państwo w sztucznej mgle.
A obok w kuchni wpełza w każdy kąt
Zapomnianej strawy swąd.
Gdy w sporach spalał się rodzinny chór
Obiad spalił się na wiór.
W naszym domu trwa niezmiennie swojski ład
I dysputa, w której puenty brak.
Nikt już dzisiaj nie powtarza „Skąd nasz ród”
Ostał nam się jeno smród.[1]
1. |
Bolanowski, Leszek |
2. |
|
3. |