Cała gmina się trzęsie i dziwi,
Jadą, jadą dewizowi myśliwi!
Jadą, jadą, jedni w citroenach,
Inni w simcach albo w volkswagenach!
Pan Gajowy ubrany w walonki
Angażuje chłopów do nagonki.
I już Bartek pałę zaciska w dłoni,
Na myśliwych zwierzęta goni.
Idzie Wojtek po lesie, po łące
I nagania nasze polskie zające,
Wszędzie słychać gwizdy i okrzyki,
Lecą sarny, jelenie i dziki.
Spotkał Bartek Wojtka w gołoledzi:
Ci myśliwi to Francuzy?
Nie, Szwedzi!
A nad Bartkiem kiedy błysnął meteor,
Ksiądz Kordecki mu się wspomniał, przeor!
I Czarniecki, co świat męstwem zadziwił,
I wyrodek Bogusław Radziwiłł!
Przy okazji, czort wie skąd się to wzięło –
Wspomniał mu się także król Jagiełło,
Samosierra, Kościuszkowi żołnierze,
Książę Pepi tonący w Elsterze...
Puścił Bartek swą maczugę w taniec,
Fiknął kozła dewizowiec – pohaniec.
Skoczył Wojtek z krzykiem: – Hejże hu-ha!
W sercu ogień, w kieszeni siwucha!
Hej, zbierano potem łupy wszędy,
Tutaj zając, tam znów jakiś Holender...
Tutaj dzik, a tam Włoch się rozwala...
Posklejano ich jakoś w szpitalach...
I reklama była co się zowie,
Że to niby zrobili Siouxowie...
Więc frekwencja wzrosła w dziwny sposób,
Przyjeżdżało zewsząd mnóstwo osób,
Cały region się podźwignął wspaniale,
Bartek z Wojtkiem otrzymali medale...
Tylko mieli obowiązek jedyny
Z maczugami się meldować do gminy...
A tam sołtys się uśmiechał szeroko,
Chłopcy – mówił – zróbta dzisiaj znów folklor![1]
1. |
Waligórski, Marek |
2. |
http://waligorski.art.pl |
3. |