Skrupuły skąd nagle te skrupuły
zbełtały i zatruły
kryniczny szczęścia zdrój?
Skrupuły! Nie bacząc na tytuły
posłałaś uśmiech czuły
pytając o pokój
214
A to
jak na zamówienie
był właśnie mój
gabinet prof. dr
zresztą nieważne...
Formuły nie znałaś molekuły,
twe usta gumę żuły
jak w reklamowym śnie.
Przykuły do siebie wzrok niezguły
co zamiast o reguły
o męża spytał cię!
(Co mi do głowy strzeliło? Mąż w twoim wieku!?)
Pozory, zachować chcąc pozory,
na katalizatory
rozmowy zwiodłem tok.
Lecz sorry, bo w głowie już amory
i dzikich żądz potwory
i ten maślany wzrok.
(Maślany, bo z masła się habilitowałem, kilkanaście lat temu jakoś na jesieni)
Awanse przez całe trzy kwadranse
czyniłaś mi seansem
balansu smukłych nóg.
Szympansem mnie wtedy
tym balansem, że niby
– popatrz pan se –
zrobiłaś bez zdań dwóch!
(To znaczy „bez dwóch zdań”. A to jest z kolei rym do „drań, zimny” jaki ze mnie nie mógł wyleźć bo...)
Skrupuły, pod oknem klomb tawuły,
prężyłem już muskuły
by unieść cię w ten klomb.
Blokady!
I wtedy te blokady,
poczułem nie dam rady,
nie mogę ani w ząb.
(O tu był ząb, który sobie wybiłem ze złości, po czasie)
Po czasie spotkałem cię z „Karasiem”
i co ty w tym grubasie
widziałaś nie wiem sam.
Bo „Karaś”
on nie dość że poczwara
– ma gębę całą w skwarach
i do studentek cham!
(Ale oczywiście ichtiolog! Stąd pseudonim „Karaś”)
Skrupuły przekleństwo safanduły,
to wyście mnie wypluły
za próg u szczęścia wrót.
Po czasie wolałbym być „Karasiem”
Bo on na rzeczy zna się
Choć straszny z niego fiu..., fiu...,
znowu te skrupuły![1]
1. |
Czyści jak Łza |
2. |