Hej na trawie, na zielonej
Grzebie nóżką konik wrony,
Grzebie nóżką, strzyże uchem –
Wie, że w świat mu lecieć duchem.
U wrót chaty ułan stoi,
Patrzy w oczy swej dziewoi.
Czako w dłoni, rzadka mina:
– „Ostań z Bogiem już, jedyna!”
Dziewczę słucha – i nie wierzy...
Czar kochania taki świeży,
Wiosna wkoło, bzy, jaśminy:
– „Jeszcze, jeszcze czas, jedyny!
Patrz! Świat w kwieciu, wieś spokojna,
Precz gdzieś od nas poszła wojna,
Trel skowrończy brzmi o świcie –
I ty przy mnie – moje życie!”
– „Ej, dziewczyno, ej, niebożę,
Nic twa prośba nie pomoże:
Koń już czeka, służba wzywa –
Ostań zdrowa i szczęśliwa!”
– „Tyś me zdrowie, szczęście moje!
Powróć, powróć na pokoje,
Bo bez ciebie, chłopcze miły,
Świat ciemniejszy od mogiły!
Mamże zwiędnąć taka młoda?
Czyż ci oczu mych nie szkoda?
Czy ci nie żal ust mych róży,
Że tak rwiesz się do podróży?”
– „Przestań, dziewczę – to niepięknie!
Gdy ułana serce zmięknie,
Gdy zapłacze jak dziewczyna –
Co mu rzecze pan Belina?”
– „Pan Belina sam człek młody,
Zna kochania słodkie miody:
Niech no na mnie spojrzeć raczy,
A zrozumie i przebaczy.”
– „Nie pleć, nie pleć nie do rzeczy!
Niech nas Pan Bóg ma w swej pieczy:
Gdyby rotmistrz stał za chatą,
Miałbym ja się z pyszna za to!”
– „Powiedz panu rotmistrzowi,
Że i orła sidło złowi;
Jakże człek, co nie ma skrzydeł,
Ma się zdradnych ustrzec sideł?
– „Dość, dziewczyno, dość, na Boga!
Darmo trzymasz mię u proga.
Niech cię Panna broni święta!
Na to żołnierz, by rwał pęta!”