Stał raz murarz przy ruinie,
gdzie się z lubą spotkać miał.
Stał godzinę, po godzinie
wreszcie zmógł go szał. Ech!
I pomyślał sobie chłop:
kto próżnuje, ten się cofa –
i zapomniał o dziewczynie,
wziął się do kilofa.
Po kilofie wziął za kielnię,
popluł sobie mocno w garść,
obtarł pot i zaczął dzielnie
fundamenty kłaść. Ech!
Gdy dziewiąte piętro kładł,
to przypomniał sobie miłą.
Spojrzał z góry na ulicę,
ale jej nie było.
Coraz wyżej rosną mury,
nagle z dołu słychać coś,
ktoś po schodach pędzi w górę
i zawodzi w głos: Ech!
Stój, poczekaj, miły mój,
czemu dręczysz mnie, niebogę.
Gonię ciebie dwie godziny,
dognać cię nie mogę![1]