Wariant 1
StrzałkaW szlachetnym domu, znanym tylko z cnoty,
dzielny Czarniecki się chował.
Z dzieciństwa pełen wojennej ochoty
braci swych w hufce szykował.
A kiedy słyszał jak męstwo chwalono,
żądzę do boju czuł niepowściągnioną.
Po tylu trudach, pełen pięknej sławy,
gdy miał zasiadać w senacie,
z dzielnym rycerstwem przybył do Warszawy
w rysiach i bisiurnej szacie.
Prowadził łupy, jeńców znakomitych,
i oto piętnaście chorągwi zdobytych.
Już osiwiały w trudach obozowych,
kiedy nad Dnieprem przybywa
i mieczem bunty uśmierza Kosowych,
ciężka go niemoc porywa.
Po drodze starzec, laurami wieńczony,
na słomie w wiejskiej lepiance złożony.
Tu mu od króla list przynosi goniec
z buławą dla wojownika.
Wódz rzekł: „Ta łaska, kiedy życia koniec,
już mię za późno spotyka.
Lecz widział Polak, że i bez buławy
można zwyciężać i dobić się sławy”.[1]
Wariant 2
StrzałkaW szlachetnym domu znanym tylko z cnoty,
Dzielny Czarniecki się chował
Z dzieciństwa pełen wojennej ochoty,
Braci swych hufce szykował,
A kiedy słyszał jak męstwo chwalono,
Żądzę do bojów czuł niepowściągnioną.
W Kazanowskiego zaczął służyć znaku,
Ubiór jego niebogaty,
Z kopiją w ręku, w żelaznym szyszaku,
Jeździł na podsłuch i czaty,
Acz młody, w bitwach się sławą ozdobił,
Bo gdzie się ruszył, nieprzyjaciół pobił.
Już miał zaślubić piękną Kobierzyckę,
I rzeki do niej przy rozstaniu:
„Ja spieszę bunty uśmierzać Chmielnickie,
A choćbym w krwawem spotkaniu
Nie jedną krysą powrócił znaczony,
Nie będę Zosiu od ciebie wzgardzony?
Na Ukrainie ochoczy i śmiały,
Przyszedł pod Monasterzyska,
Z gołemi piersi wpadł pierwszy na wały,
I wszędy mieczem błyska;
Gdy twarz mu ciężkim postrzałem przeszyto,
Krwią zlany pyta: „A miasto zdobyto?”
Nie było walki w tych krwawych zapasach
Bez Czarnieckiego pomocy,
Okryty burką w słotach i niewczasach,
Trawił w boju dni i nocy,
A żona słysząc jak często krew leje,
Czcząc bohatera o męża truchleje.
On jeden Szwedów najazdy hamuje,
W zamku krakowskim zawarty,
Tysiączne szturmy mężnie wytrzymuje,
Szwed nieraz z klęską odparty,
Ściśniony głodem, gdy bramy otwiera,
Gustaw oglądać pragnie bohatera.
Wkrótce z rycerstwem pod znaki zebranem
Szybkiej błyskawicy lotem,
Tu Szwedów schodzi i gromi nad Sanem,
Ówdzie niespodzianym zwrotem
Rzuca się z koniem wpław, rzekę przebywa,
Uderza, pole trupami okrywa.
Nie liczby Szwedów, a gdzie są? – pytał,
Z hufcem rycerzów dobranych,
W Rudniku ledwie Gustawa nie schwytał,
Znowu mszcząc się krzywd zadanych,
Wpada w Pomorze, najezdników płoszy,
I kraj ten ogniem i mieczem pustoszy.
Gdy król Stefana na Szlezwik wysyła,
Rzekli mu córka ze łzami:
„Czemuż mężczyzną jam się nie rodziła,
Bym się mogła bić z Szwedami”.
„Dziewko, – rzekł ojciec – w tem nie ma twej winy.
Wsław się Ojczyźnie, mężne dając syny”.
Zaniósł Czarniecki w pamiętnej wyprawie
W obcą ziemię Polski chwałę,
Przez wały morskie na wątpliwej nawie
Prowadzi szyki zuchwałe;
Dziwią się ludy, jak odwaga męża
I nieprzyjaciół i burze zwycięża.
I więcej Polskę los srogi ciemiężył,
Tem więcej wzbudzał rycerza,
Wszędzie przytomny, tu Moskwę zwyciężył,
Tam Rakoczego uśmierza,
I nigdy mściwej nie składając broni,
Znosi Kozaków lub Tatarów goni.
Po tylu trudach pełen pięknej sławy,
Gdy miął zasiadać w senacie,
Z dzielnem rycerstwem przybył do Warszawy;
W rysiach i bisiurnej szacie,
Prowadził łupy jeńców znakomitych
I sto piętnaście chorągwi zdobytych.
Gdy pułk Holzacki zbliżał się do bramy,
Suknie miał dużo wydarte,
V twarzach postrzały i głębokie szramy
Świadczyły bitwy uparte,
Król mu dziękował za wierność stateczną,
lud okrzykami witał młódź waleczna.
Już osiwiały w trudach obozowych,
Kiedy nad Dnieper przybywa
I mieczem bunty uśmierza Koszowych,
Ciężka go niemoc porywa,
Po drodze starzec laurami wieńczony,
Na słomie w wiejskiej lepiance złożony.
Tu mu od króla list przynosi goniec
Z buławą na wojownika.
Wódz rzekł: „Ta łaska, kiedy życia koniec,
Już mię zapóźno spotyka”,
Lecz widział Polak, że i bez buławy
Można zwyciężać i dobić się sławy.
Już bliski zgonu rzekł: „Niech koń mój biały
Wnijdzie jeszcze do tej chaty’.
Wstępuje rumak, rząd na nim wspaniały,
I obok tarczy buzdygan bogaty,
Siodło sajdaków pyszne dźwiga brzemię,
Lecz widząc pana, głowę schylił w ziemię.
Wódz rzekł do giermków: „Dla mojego wnuka
Niechaj się koń ten zachowa,
Niechaj rycerskiej sławy na nim szuka,
Niechaj pamięta te słowa:
„Kto kraj swój kocha i Boga się boi,
Ma szablę, konia, o resztę nie stoi”.[2]
1. |
|
2. |
Barański, Franciszek, W górę serca!: drugi zbiór pieśni narodowych i patriotycznych. Cz. 2, Słowa, Lwów, Warszawa, Księgarnia Polska, 1920, s. 8, 9. |
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską w ramach Małopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007–2013.