Tato mój w Świnoujściu żył
I rybakiem morskim był.
Miał swój kuter i sieci i kupę dzieci
I pracował ile sił.
A metodę taką miał:
Żeby sprawdzić skąd wiatr wiał,
Stawiał świeczkę przy oknie
I patrzył czy moknie
I czy jej nie gasi szkwał.
Jeśli świeczka zgasła w lot,
Tato w palcach skręcał knot.
Mówił: „Dmucha za wiele, wyjdę w niedzielę.
Jestem rybak, a nie szprot”.
A metodę taką miał ...
Kiedy płomień równy był,
Tato dalej w łóżku gnił.
Mówił mamie: „Kochana, czekam do rana.
Walczyć z flautą nie mam sił”.
A metodę taką miał ...
Jeśli płomień szedł na West,
Tato mówił: „Dobra jest”.
Brał ze dwie półlitrówki, by trafić w główki.
Sprawdzał jak z tą rybą jest.
A metodę taką miał ...
Jeśli płomyk szedł na Nord,
Tato też opuszczał port.
Gdy zapalał maszynę, miał taką minę
Jak ciut, ciut zalany lord.
A metodę taką miał ...
Jeśli ognik szedł na East,
Tato w szklance moczył pysk
I tak mruczał: „Nie płynę w tą złą godzinę.
Po co zwiedzać mam Bałtijsk?”
A metodę taką miał ...
Kiedy dość pływania miał,
Stary kuter w spadku dał.
No i teraz codziennie, zawsze niezmiennie
Robię tak, jak tato chciał.
A metodę taką mam –
By pogodę sprawdzić sam,
Stawiam świeczkę na oknie i patrzę czy moknie
I czy jej nie gasi szkwał.[2]
1. |
|
2. |
http://czteryrefy.pl/ |