Ten barman co mnie dobrze zna,
co czas w skupieniu w szkło przelewa.
Jak dżin z tonikiem, albo dwa,
zabiera mnie z sobą do nieba.
Na życia wciąż topniejący blask,
światła dorzuca jak garść lodu.
W ciepłe kieliszki jak bez dna,
nalewa wiecznego chłodu.
Ref.:
To jest bar, zwyczajny bar,
lecz coś nam ciągle wracać tu każe.
To jest bar, zwyczajny bar,
znajome trunki, te same twarze.
I ten ochroniarz w półotwartych drzwiach,
jak posąg z twarzą boksera.
Co coś z anioła w sobie ma i coś z taniego gangstera.
Półmrok zamknięty w szarość lamp,
i kilku podpitych gości.
I facet, lowelas, z twarzą jak
marzenie o miłości.
Ref.:
To jest bar, zwyczajny bar,
lecz coś nam ciągle wracać tu każe.
To jest bar, zwyczajny bar,
znajome trunki, te same twarze.
Zmęczony kelner zgięty w pas
o biodrach jak czysty erotyk.
Jak obraz zatopiony w szkle,
jak w ciało zamknięty dotyk.
Głosy tłumione w mroku tła
przestrzeń zapadła w cieniach
Powietrza gęstniejącego noc...
miejsce którego nie ma.[1]
1. |
Ossowski, Waldemar |
2. |