Jako oliwka mała pod wysokim sadem
Idzie z ziemie ku górze macierzyńskim śladem
Jeszcze ani gałązki, ani listków rodząc
Sama tylko dopiro szczupłym prątkiem wschodząc
Tę jesli, ostre ciernie lub rodne pokrzywy
Uprzątając, sadownik podciął ukwapliwy
Mdleje zaraz, a zbywszy siły przyrodzonej
Upada przed nogami matki ulubionej
Tak ci się mej najmilszej Orszuli dostało
Przed oczyma rodziców swoich rostąc, mało
Od ziemie się co wzniówszy, duchem zaraźliwym
Srogiej śmierci otchniona, rodzicom troskliwym
U nóg martwa upadła[2]
1. |
|
2. |
http://www.jerzysatanowski.com/ |
3. |
V. Tren Jana Kochanowskiego : do śpiewu z towarzyszeniem fortepianu |