W ciemnym lasku ptasek śpiewa,
tam dziewcyna trawkę zbiera.
Nazbierała, nawiązała,
na Jasieńka zawołała.
Pójdź mi, Jasiu, trawkę zadać,
ale do mnie nic nie gadać.
Kamienne by serce było,
co by do cię nie mówiło.
A matusia, kieby lato,
nie będą nic mówić na to.
Ale tatuś, jako zima,
susą głowę co godzina.[1]
1. |
Poźniak, Włodzimierz, Piosenki z krakowskiego, Kraków, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, 1955, s. 31. |