W dzień czerwcowy, jasny, złoty
Prysły żale i tęsknoty;
Nowe życie dla nas świta,
Lwów swych bohaterów wita.
Błyszczą hełmy i pałasze,
Idą dzielne armie nasze.
Radości brak słów, każdy wraca zdrów,
Szczęśliw, że znów ujrzał Lwów.
Przepędzili znów Moskali,
Ze Lwów polski – dowód dali;
Szablą to dowiedli nasi –
Więc kwiatami Lwów ich krasi.
Na mundury wyszarzałe
Lecą kwiaty, wieńce całe;
Dzwonów słychać jęk i muzyki dźwięk,
Bo już koniec naszych męk!
Tam dziewczyna z kwieciem w dłoni
Z biciem serca, z bólem w skroni
Szuka Staszka zlana łzami –
Miał powrócić z Legionami.
Tylu przeszło już żołnierzy,
Może w polu biedak leży;
Siły mało mam, lecz poszłabym tam –
Może ranny został sam!
Nagle ze szeregów szarych,
Spośród bojowników starych
Staszek ujął ją w ramiona,
Szepnął: „Wojna nie skończona!
Idę dalej – w imię Boga!
Zgnieść do nogi tego wroga;
Pierwej cara trup, pierwej Rosji grób!
Potem w Polsce z tobą ślub”.[1]