W góry, w góry miły bracie
Tam swoboda czeka na cię
W góry, w góry miły bracie
Tam swoboda czeka na cię
W góry, w góry miły bracie
Tam swoboda czeka na cię
Pisał kiedyś Pol Wincenty
Miast spokojnie czekać renty
Przez to hasło pana Pola
Jakże ciężka nasza dola
Kto żyw w mieście, w polu, w lesie
Uporczywie w górę pnie się
I tak sobie właśnie śpiewa
W góry, w góry miły bracie...
O jednego tam widzicie
Właśnie wylazł, siadł na szczycie
I wyciągnął wielki hebel
I wygładził sobie szczebel
Po czym dalejże ze szczytu
Zrzucać stosy akt, monitów
Tu uchwała, a tam bilans
Bo co ni ma jak se wylazł
W góry, w góry miły bracie...
Lecz jak szczur na wieżę w Pizie
Już następny za nim lizie
Nagle wszystko poszło gazem
Buchnął krzyk: „Hej! Chłopy, razem!”
I już tam gdzie tkwił ten piewnik
Całkiem nowy wlazł „taternik”
Ale hola, nie na długo
Już tam w dole słychać lu-go
W góry, w góry miły bracie...
I tak przez te głupie rymy
W górę, w górę się uczymy
Zamiast popracować w dole
Zrobić krzesło, zorać pole
Nie, nie dla nas stąd korzyści
Każdy będzie w chmurach błądził
Boźwa kurwa alpiniści
Ale nas ten Pol urządził!
W góry, w góry miły bracie...[1]