Poistniały czerwienie na niebiosów uboczu –
Poistniały dla nikogo, samym sobie raczej – wbrew...
I nie umiemy powiedzieć, skąd uległość mych oczu
Tym zarysom drzew na chmurze... Trzebaż oczom takich drzew?...
Wiem, że muszę wypatrzeć w nicość śniącą się drogę.
Odchodzimy gdzieś co chwila i co chwila brak nam lic...
I nie mogę cię pieścić i pieścić nie mogę –
Tylko patrzę w zmierzch za tobą i nie pragnę widzieć nic.
Usta twoje – daleko! Usta twoje – tak blisko!
Serce w żalu zatwardziałe do rąk białych weź i złam!
Czy pamiętasz ów ogród – płot wysoki – mgłę niską?
Mgła – to człowiek niepotrzebny, snem mi równy – taki sam!
Coś tam o nas przez liście zaszeptało do cienia –
Potoczyło się po drzewach – zrozumiało w nas – i lśni...
W ustach twoich – tkwi chłodna odrobina znużenia -
Więc pójdziemy do ogrodu! Poszukamy zmarłych dni!
Jest tam ścieżka znajoma – i jest drzewo za bramą.
Czy pamiętasz, jak się idzie? Trzeba minąć cały świat!
Wdziej tę suknię, co wtedy!... Włosy uczesz tak samo!
I pójdziemy do ogrodu... Ty idź – pierwsza... Pójdę w ślad...[2]