W warszawskiej kamienicy
Zajmuję kąt piwnicy,
Pół piętra w dół po schodkach
Na vis á vis wychodka.
/Tam wszelkie mam wygody,
Na każdym piętrze smrody,
I w studni pełno wody,
Kąpieli błotnej w bród. /bis
A gdy się czasem kładziesz w dzień,
To nogi ci wyłażą w sień,
A gdy się wyprostować chcesz,
To głową w sufit rżniesz.
/I taka jest pociecha
Z całej tej spelunki,
Że gdzie robocza strzecha,
Te same są warunki./bis
Tak samo mieszka szofer Jan,
Kominiarz Wójcik, krawiec Man.
Od piwnic do poddasza,
Wspólna bieda nasza, jeden wielki kram.
/Od przeszło już miesiąca
Szturmował do mnie rządca
I ssał mą pustą kieszeń,
Za styczeń, maj i wrzesień./bis
Wybuchał ciągle scysją,
Wciąż groził mi eksmisją
I policyjną misją,
Aż człeka chwytał strach.
/Aż w piękny dzień raz huknął grom:
W posadach zadrżał cały dom,
Gdy pan komornik zjawił się
I wyniósł graty me./bis
Artykuł „iks”, paragraf U –
Kuferek tam, poduszka tu,
A Pan Bóg po odejściu stąd
Na Bródnie(1) da ci kąt.
Lecz wokół tłum sąsiadów
Pcha rzeczy me bez ładu,
„Tu nie ma czego zwlekać,
Wszak jutro to nas czeka”.
/Komornik dostał wnet po łbie,
Z powrotem wnieśli graty me.
I tak to powstał owy
Komitet Strajkowy, słynny w owe dnie./bis
W warszawskiej kamienicy
Strach spłynął bladolicy.
Starosta wraz z policją,
Zjechali z ekspedycją.
/Przodownik – pan Łapówka,
Przyjemne cedząc słówka,
Pałeczką po makówkach
Ustawę wtłacza nam./bis
Nazajutrz świstków przybył las,
Zamknięto światło, wodę, gaz,
I nawet dzielny Wojciech stróż,
Odmawia klucza już.
/A gdy nadchodzi ciemna noc,
Karetką zjeżdża szpiclów moc,
I mknie na Pawiak raz po raz
Niejeden spośród nas./bis
W więzieniu niezbyt zdrowo,
Lecz zawsze dach nad głową,
A z robociarskiej braci
Nikt grosza nie zapłaci.
/Nasz strajk dał przykład, co się zwie,
Strajkują dziś dzielnice dwie,
A jak się bronić mamy
Przed gospodarzami, każdy o tym wie!/bis[1]
(1) Bródno – cmentarz w Warszawie, który był przeznaczony dla najbiedniejszej ludności.