To była blondynka,
ten kolor włosów tak zwą.
Sprawiła, że miałem
wakacje koloru blond.
Popołudniową godziną
spotkałem po prostu ją,
dziewczynę z bursztynu,
na wydmach koloru blond.
A potem słońce, plaża,
a czas obok sobie biegł
i zamiast kalendarza
co dzień jej przybywał pieg,
jeden pieg.
Tych piegów było trzynaście,
a może trzydzieści dwa.
W tym czasie się mieści
blondynka, plaża i ja.
To staje się prawdziwe,
kiedy pozostaje w nas.
Jej płową, złotą grzywę
co noc wichrzy ciepły wiatr
w moich snach.
To była blondynka,
ten kolor włosów tak zwą.
Sprawiła, że miałem
wakacje koloru blond[2]