Kłębiasto-pierzaste obłoki nad miastem
i noc niby Morze Północne,
A żony gąbczaste opchane śpią ciastem
i sny maja ciężkie i mocne
Pasiasto-kraciaści wśród kremów i maści,
wtopieni w żonusie mężowie,
też śpią nieświadomi,
że zaraz się o nich arktycznym skowytem opowie.
Hulatndrawalifala
Warmińskalevala
Był przedświt grudniowy gdy naraz dwie głowy
z poduszek się w ciemność uniosły.
Pstryk – światła w łazienkach, chlust – woda po rękach,
chlast – ostrza po twarzach zarosłych.
Tu jaja na bekon i kawa i mleko,
tam na czczo do płuc kilka sztachów.
Trzask drzwi, echa kroków, wychodzą już z bloków
z pogardą dla bólu i strachu.
Hulatndrawalifala
Warmińskalevala
Jak zorza polarna świeciła Husqvarna
z bilbordu za przejściem dla pieszych.
Szli obaj w tę stronę i nagle... CZERWONE!
Stanęli choć każdy się spieszył.
– Cześć Rychu
– cześć Wiechu – dwa kłaczki oddechów
skłębiły się w mroźnej przestrzeni.
– Idziemy?
– Nie bardzo... czerwone
– Nie fanzol! I tak już jesteśmy spóźnieni.
– Nie warto próbować tu mogą zhaltować,
szlag trafi i dniówkę i premię.
– No chyba żartujesz! To tyle kosztuje?... Nie wierzę...
– Idź! Sprawdzaj, beze mnie.
Hulatndrawalifala
Warmińskalevala
W tym miejscu, uwaga, urywa się saga,
co dalej? – Do końca nikt nie wie.
Czy poszli? Czy przeszli? Czy klęskę ponieśli
na przejściu dla pieszych w Pieczewie?
Lecz Rychu i Wiechu są dla nas pociechą,
że może nie wszystko stracone,
że jeszcze nam starczy odwagi by walczyć,
gdy chce się na drugą przejść stronę.
Bo tam miecza klinga i sława wikinga
i złotem mieniąca rzeka.
Każdemu pisana wszak życia odmiana,
choć czasem ją lepiej przeczekać.
Hulatndrawalifala
Warmińskalevala[1]
1. |
Czyści jak Łza |
2. |