Hej, płaczą wierzby słonecznymi łzami,
chylą się brzozy ponad mogiłami,
a polem, lasem, drogą pośród błoni –
idzie Jaśko bez broni.
Jeszcze się biją gdzieś na Westerplatte,
błogosławieni nadziejami matek,
a już się wrzesień barwi krwi czerwienią
nad Jaśkową jesienią.
Dajże mu karabin dolo, dolo zła,
niechaj mu mazura zgiełk bitewny gra,
niechaj zmęczonego, sen – co sieje ciszę –
kujawiaczkiem ukołysze.
Hej, dziewczyno, żegnaj mi jedyna,
czekaj na mnie i nie zapominaj,
zanim wiosna wzejdzie znów na niebie –
wrócę, wrócę do ciebie.
Szumi wiatr w polu, szumi wiatr po lesie,
gdzieś tam z oddali echa strzałów niesie,
wśród pól się snuje – niby nicią cienką,
partyzancką piosenką.
Nie szumcie wierzby żalem i tęsknotą,
nie płacz dziewczyno nad jesienią złotą,
gdzieś w nocnej ciszy, pośród leśnych ścieżek –
znów jest Jaśko żołnierzem.
Idzie Jaśko idzie, gra mu w uszach wiatr,
pieści swój karabin, jak najdroższy skarb,
drogą do zwycięstwa, prosto aż do celu –
prowadź mnie, przyjacielu.
Hej, ty lesie, lesie szumnie – śpiewny,
mądry w walce, dumną pieśnią gniewny,
nieś wysoko, lotem skrzydeł ptaka –
wolny honor Polaka.
Hej, wzeszło słońce nad gościnną ziemią,
obok czerwieni kwitnie biel z czerwienią,
a na sztandarach wznosi lot do góry
orzeł białopióry.
Hej, idą chłopcy strojni w automaty
drogą prościutko do rodzinnej chaty,
Oka srebrzysta falą w oczy błyska
tak jak Wisła, jak Wisła.
Grają im katiusze najpiękniejszą z rot,
polski i radziecki brzmi jednako krok,
polskie i radzieckie – rażąc wroga klęską
wschodzi wielkie zwycięstwo.
Krwi czerwona, wolna krwi ofiarna,
krwi sztandarów i zwycięskich armat,
płyń szeroko, chroń poległych kości
wielką Wisłą miłości.[1]