Tytuł: |
Kwiat jednej nocy |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1969 |
Juliusz Loranc był kierownikiem zespołu Alibabki prawie do początku, w każdym razie od czasu, kiedy dziewczęta występowały jeszcze w szarych mundurkach, śpiewając głównie ogniskowe piosenki, bowiem zespół działał po patronatem Związku Harcerstwa Polskiego.
Ambitny Loranc zdawał sobie sprawę, że daleko na takim repertuarze nie zajedzie, ba widział jaki potencjał wokalny tkwi w Alibabkach. Rozpoczęły się eksperymenty, najpierw płytka z awangardowymi wtedy rytmami ska, potem wchodzenie na rynek w roli rozchwytywanego chórku towarzyszącego dziesiątkom solistów. Jednak szef muzyczny ciągle szukał sposobu, na usamodzielnienie się jego podopiecznych.
Alibaby (licentia poetica Juliusz Loranc – przyp. red.) śpiewały ni to sopranami, ni to dziewczęcymi głosami, opowiada kompozytor. Szukałem dla nich jakiegoś zdecydowanego, charakterystycznego brzmienia. Próbowaliśmy je znaleźć podczas nagrań z innymi wykonawcami. Kiedy w 1967 r. zaśpiewały „Gdy zmęczeni wracamy z pól” białymi głosami, bliskimi góralskim zaśpiewom powiedziałem „ciepło, ciepło”, ale kombinowałem dalej. Wymyślałem jakieś układy harmoniczne, szukałem rejestrów, w których one brzmią najlepiej. Wszystko to sprawdzaliśmy na żywo. No i któregoś dnia przyniosłem na próbę taki fragmencik. Dziewczyny to zaśpiewały i doznaliśmy olśnienia. To jest to, o co chodziło.
Odgadłeś już Drogi Czytelniku, że to był szkic piosenki „Kwiat jednej nocy”, który miał rozpocząć samodzielną karierę zespołu. Tyle tylko, że coraz bardziej popularny Juliusz Loranc nie miał czasu by utwór dokończyć. Zaangażował go tekściarz i telewizyjny redaktor Jerzy Kleyny do kilkuodcinkowego programu zatytułowanego „Wariacje na pięć kamer”. Absorbujące to zajęcie wymagało niemal taśmowego pisania muzyki, ale miało i dobrą stronę. „Nakręcony” twórca na tyle pobudził swój talent, że dokończył kompozycję dla Alibabek. Zazdrośnie strzegąc swego dzieła, nie ujawnił go Jerzemu Kleynemu.
Miał ku temu co najmniej dwa powody. Jednym z nich była dopiero co rozpoczęta współpraca z Jonaszem Koftą. Było tak, że kiedyś jako niezbyt znany kompozytor zapragnął, aby tekst do jego muzyki napisała Agnieszka Osiecka. Ta była zajęta, ale nie chciała, żeby młody człowiek odszedł z kwitkiem, tym bardziej, że powoływał się na swoją działalność w klubie „Stodoła”. Idź do „Hybryd” tam mają nieźle piszących chłopaków Wojtka Młynarskiego, Jonasza Koftę, oni ci pomogą – powiedziała. I tak Loranc trafił do Kofty. Autor ortodoksyjnie poetycko-kabaretowy uległ jednak namowom przekonanego i przekonującego go o przyszłym wielkim sukcesie Julka i zgodził się spróbować. Piosenka nosiła tytuł „Światło świec” nagrała ją Halina Kunicka, ale wbrew nadziejom twórców przebojem nie została. No, ale do trzech razy sztuka. Nie trzeba było liczyć do trzech, już druga próba zmieniła podejście Kofty do komercyjnej muzyki. „Wakacje z blondynką” stały się do dziś nieśmiertelnym przebojem każdych wakacji. Słodycz sukcesu i szybko zapełniające się konto w ZAiKS-ie, sprawiły, że panowie postanowili założyć Spółkę Produkującą Przeboje.
Jonaszowi tak to się spodobało – opowiada kompozytor, że przy każdym spotkaniu zagadywał mnie „No jak tam? Masz coś?”. No więc kiedy miałem już to „coś” co wyglądało jak materiał na przebój, nagrałem prymkę i przekazałem ją przyjacielowi. Pamiętam, że gotowy tekst przyniósł mi do studia Polskich Nagrań pan Mieczysław. To był powszechnie uwielbiany tata Jonasza, dokumentował każdy przejaw jego twórczości, gromadził archiwum, a ponieważ mieszkał blisko Starego Miasta, gdzie coś nagrywaliśmy, doręczył mi tekst. Pierwotnie nosił tytuł „Królowa jednej nocy” (który potem trzeba było zmienić, bo piosenka o takim tytule była już zarejestrowana w ZAiKS-ie – przyp. red.), i to było OK, ale to, co poeta sobie wymyślił… Otóż dla nadania rangi (chyba?) swojej twórczości umieścił tam słowa „cereus grandiflorus”, czyli łacińską nazwę, którą znają botanicy, ale to nie tylko dla nich miała być piosenka. Podobało mu się to i trzeba było sporej perswazji, żeby zmienił to na „Królowa jednej nocy” właśnie.
Do nagrania doszło w studio Polskiego Radia. Utwór zaaranżował Jan Ptaszyn Wróblewski i stworzył malowniczą sekcję saksofonów, a w niej… same sławy Włodzimierz Nahorny, Janusz Muniak i Michał Urbaniak. Panowie tak rozbawili się tą nietypową dla nich muzyczną przygodą, że mało brakowało, a nie ukończono by sesji. Pyszna zabawa udzieliła się wszystkim i tak powstała pogodna, radosna piosenka nagrodzona w Opolu w 1969 r., która odmieniła los Alibabek, a szczególnie śpiewającą partię solową Ewy Dębickiej. Odmieniła i życie Juliusza Loranca, który wkrótce się z zespołem pożegnał.
Cóż? Kończąc tę opowieść użyję i ja, na podobieństwo Jonasza Kofty łacińskiego zwrotu. Sic transit gloria mundi[4].
1. |
|
2. |
|
3. |
|
4. |
Halber, Adam |